Co robiłem w życiu kiedyś

Kiedyś... Kiedyś...
Początki mojego życia zawodowego pokazują, jak bardzo człowiek wpisany jest w historię społeczno-polityczną swoich czasów. Przed rokiem 1989 w moim świecie nie istniały pieniądze. Ludzkie motywacje były niewyjaśnione. Potem wyjechałem za chlebem do USA. Kiedy wróciłem, byłem już innym człowiekiem. Ale to, co zastałem tu w Polsce, zaskoczyło mnie bardzo. To, czego ja musiałem się nauczyć na emigracji, inni przyswoili samoistnie w Polsce. Ale zacznijmy od początku...
(1) byłem przewodniczącym klasy ;-) Najpierw chodziłem do liceum. Udało mi się, że poszedłem akurat do liceum. W sumie mogłem pójść do innej szkoły albo w ogóle zejść na manowce. Co więcej, poszedłem do czternastki, najlepszej szkoły świata we Wrocławiu, przez wiele lat w pierwszej trójce w rankingach ogólnopolskich (przez jeszcze więcej w pierwszej dziesiątce). Zostałem przewodniczącym klasy, co dobrze odzwierciedla mój charakter - lubię być w centrum uwagi i wolę kierować niż być kierowanym. Jest to również dobry przykład fartu, który towarzyszy mi przez całe życie.
(2) tworzyłem (2) A pewnie. Pisałem poezję, prozę i nawet napisałem jeden dramat :-), który potem zniszczyłem, bo mi się nie spodobał. Jak mam czas, to i teraz to i owo piszę, ale mniej, bo mój zawód wymaga pisania, więc mam trochę dosyć. Malowałem obrazy (można je było oglądać 21.03.1988 roku na korytarzu szkolnym) - była to świetna forma rozładowywania stresów i wyrażania targających mną uczuć. Malowanie mi dawno przeszło. Pisanie mniej, choć wobec ogromnego zalewu informacji, zdecydowanie odechciewa mi się pisać... Grałem i tworzyłem muzykę jako gitarzysta w licealnej grupie rockowej Arson. Karierę rockową zakończyłem sprzedaniem gitary tuż przed wyjazdem do Stanów. Teraz mam nową i grywam sporadycznie dla przyjemności z grupą przyjaciół (m. in. z Witkiem Hrycykiem).
(3) byłem cukiernikiem (3) Od urodzenia byłem amerykanofilem. Mam rodzinę w USA. Dzięki niej w latach osiemdziesiątych, kiedy w sklepach był do kupienia głównie ocet, ja myłem zęby pastą Colgate, żułem gumę Juicy Fruit i cynamonową, słuchałem nagranego z amerykańskiego radia Dire Straits i nagminnie stosowałem w mowie anglicyzmy. Teraz je tępię i krytycznie odnoszę się do młodzieży, która masowo przeżywa to, co kiedyś przeżywałem tylko ja (ze znanych mi osób). Mój amerykanofilizm jest głębszy, niż mogłoby się wydawać. Nie obejmuje konsumpcyjnego stylu życia. Dla mnie Ameryka to Wolność. Tego nie zrozumie nikt, kto tam nie pomieszkał choć przez chwilę. To dziwne, ale mam wrażenie, że mówiąc "wolność" używam innego słowa niż osoby, które nie zasmakowały Ameryki. W Polsce nie ma takiej wolności. Nawet w Europie jest jej mało. Wystarczy. Mógłbym na ten temat zrobić co osobną stronę WWW.

No więc dzięki kochanej Cioci pojechałem do USA. Pracowałem w Dunkin Donuts przy Elmora Avenue w Elizabeth, NJ. Sprzedawałem i produkowałem. Nawet byłem krótko piekarzem. Praca na nocną zmianę i bliski kontakt z plebsem wszelkiej maści to kwintesencja życia (np. sprzątanie z podłogi krwi z czarnoskórego brzucha, w którym tkwił świeżo wbity nóż, bijatyki z młodocianymi, długie rozmowy z cierpiącymi na bezsenność czy pracującymi na nocną zmianę)...
(4) miałem hurtownię farmaceutyczną Po powrocie dołączyłem do działań mojego Taty i wciągnąłem się w prowadzenie hurtowni. Najpierw zielarskiej, a potem farmaceutycznej. Ale przecież od początku prowadziliśmy też leki mojego kuzyna z Warszawy, więc można powiedzieć, że od początku była farmaceutyczną. Trochę pojeździłem po Polsce, po Polfach, Herbapolach itd., po aptekach Wrocławia i okolic (np. Wałbrzych itp. - piękne górki). Kontakt z krwiożerczym kapitalizmem był też świetnym przeżyciem. Warto było -  mimo iż musieliśmy zamknąć biznes, bo nie wytrzymywaliśmy konkurencji zachodnich firm...
(5) pracowałem jako technik serwisu Zatrudniłem się jako technik serwisu w firmie smART. Ponieważ jeszcze studiowałem, więc nie mogłem dostać lepszego stanowiska - takie to były zwyczaje. Spędziłem trochę nocy na pracach w serwerowni Wrocławskiego Polifarbu, robiłem backupy danych i łączyłem światłowody. Potem przeszedłem do programistów, gdzie włączono mnie do prac nad Systemem Informacji Kierownictwa. Ale zarabiałem mało...
(6) byłem pionierem Internetu Więc znalazłem nową pracę. Firma Incom. To było przeżycie. Najlepszy był szeryf, jak go niektórzy nazywali. Mariusz Jaworski. Ten gość mnie fascynował i jednocześnie wkurzał, ale mam dla niego pewnego rodzaju zrozumienie do dziś, mimo iż nie zapłacił mi należnej premii na koniec. W Incomie oprócz nudnych prac administratora sieci czas zajmowało mi wdrażanie projektu internetowego. Byłem pionierem Internetu, bo jako jeden z pierwszych zajmowałem się podłączaniem firmy na stałe do Sieci i tworzeniem jej strony WWW. Wtedy to nie było tak proste jak w dzisiejszych czasach. Trzeba było wszystko ręcznie robić, samemu zaprojektować, zaplanować i zrealizować (wydzierżawić linię do NASK-u, zainstalować modemy po obu stronach, postawić router na Linuksie itd.). Teraz to się wydaje śmieszne, ale wtedy to było coś! Jeden z pierwszych Linuksów, ograniczony dostęp do dokumentacji, brak doświadczonych kolegów, wszystko trzeba było robić samemu i na piechotę...
(7) byłem pionierem tłumaczeń książek informatycznych i programów Już na ostatnich latach studiów zacząłem współpracę z biurem tłumaczeń i kontynuowałem ją przez wiele lat. Potem zacząłem nawet prowadzić samodzielną działalność tłumaczeniową i zatrudniać tłumaczy, ale do tego trzeba mieć zdrowie (wolę odpowiadać za własne tłumaczenia). Po studiach nawiązałem współpracę z wydawnictwem RM i przetłumaczyłem dla niego ponad 40 książek. Współpracowałem też z kilkoma firmami lokalizującymi oprogramowanie. Tym zajmuję się do dziś cd...




Strona znajduje się na serwerze www.republika.pl
www.republika.pl